25.04.2015

01

"To właśnie dzisiaj czciliśmy i czcimy pierwszą rocznicę śmierci znanego biznesmena pana Tomasa Rose oraz jego żony, Susanne. Wszyscy pamiętamy jak wielki szok rok temu wywołała na nas ta informacja. Wówczas siedemnastoletnia Brooklyn, córka pana Rose, wróciła ze spotkania z przyjaciółką gdzie zastali ją zdenerwowani rodzice. Nastolatka pod wpływem alkoholu sięgnęła po starą strzelbę ojca i z zimną krwią zabiła obojga rodziców oraz rozćwiartowała psa. Brooklyn przebywa aktualnie w oddziale zamkniętym gdzie specjaliści pomagają jej ze wszystkich sił. Wyniki przeprowadzonych badań wskazały, że dziewczyna jest chora. Miejmy nadzieje, że córka..." 

Marszczę brwi, gdy głos prezentera milknie i po chwili radio wyłącza się kompletnie.
- Nie powinnaś słuchać tego gówna - rozluźniam się, gdy słyszę głos Johna, jednego z tutejszych ochroniarzy - I na pewno nie powinnaś być tutaj. Wracaj do pokoju.
Odwracam się na pięcie i spoglądam na opaloną, pokrytą już kilkoma zmarszczkami twarz. Jego zielone oczy wpatrują się prosto w moje, brązowe.
- Zastanawiam się jak oni mogą wierzyć w to wszystko - ignoruję polecenie mojego przyjaciela i kontynuuje zamyślona - Wyobraź sobie, mój tato był tak silny jak ty, może nawet silniejszy, a teraz popatrz na mnie. Jak ja mogłabym uwięzić go w kuchni i po prostu zabić? To jest przecież niemożliwe.
Podchodzę do czterdziestolatka i łapię go za czarną koszule.
- Tak wiele osób wierzy sądowi, a oni przecież ze mną nawet nie rozmawiali. Po prostu zrobili tą sekcje, zdjęcie mnie leżącej z tą cholerną bronią i zamknęli w tym miejscu opuszczonym przez Boga, a ja do kurwy nędzy wszystko pamiętam! - głośność mojego głosu rośnie z każdą sekundą - Pamiętam jak żegnałam się z Emily, weszłam do domu i nawet zdziwiłam się, że drzwi i okna są otwarte. Pozamykałam wszystko i poszłam po ciemku na górę, weszłam do tej sypialni i zobaczyłam zwłoki Snappiego, mojego psa, który żył ze mną ponad 10 lat! Wyszłam i chciałam uciec, zadzwonić do rodziców i powiedzieć im co się stało, ale zauważyłam tą krew, była wszędzie. Przewróciłam się, a ten koleś mnie złapał! Wbijał mi paznokcie w ramie, miałam nawet ślad i go pokazywałam, ale nikt do kurwy nędzy mnie nie słuchał! A później? Później zemdlałam i obudziłam się w cholernym poprawczaku! Zrobili mi jakieś badania? Nie! Oczywiście, że nie! Po prostu uwierzyli w to co zobaczyli bez głębszego badania sprawy i bezpodstawnie zamknęli mnie tutaj! A ja powoli zaczynam wierzyć, że jestem nienormalna! - wrzeszczę, kompletnie nad sobą nie panując.
Upadam na podłogę i szlocham głośno
- Tak bardzo za nimi tęsknie. Nigdy nie zapomnę wzroku wszystkich na sali i głosu ciotki. Krzyczała do mnie, że zabrałam jej siostrę. Nikt nie pomyślał, że to ja najbardziej cierpię, przecież to ja straciłam rodziców - szepczę ostatnie słowa i zasłaniam twarz dłońmi.
Wzdrygam się, gdy czuję zimną rękę na moim ramieniu.
- Wiem o tym wszystkim Brooklyn i ci wierzę, wiesz o tym jednak teraz musimy już iść, nie chcesz chyba trafić do izolatki za stałe ucieczki z pokoju? - pyta zirytowanym głosem.
Wzdrygam się ponownie, gdy słyszę słowo izolatka. Przecieram oczy dłońmi i z pomocą Johna wstaje na równe nogi. Jedna kara w tym cholernym białym pomieszczeniu dała mi tyle lekcji, że postanowiłam już nigdy się nie narażać. Nie zerkając na mężczyznę mijam go i biegnę w stronę pokoju. Rozglądam się po białym korytarzu i dostrzegam w nim dobrze mi znanego chłopaka. Manson siedzi zwinięty w kłębek na jednym z czarnych foteli.
- M? Co ty tu do cholery robisz? Jest siódma, za chwile jest obchód! - krzyczę na niego najciszej jak potrafię na co chłopak podnosi głowę.
Dopiero wtedy dostrzegam jego załzawione oczy i mokre policzki. Podbiegam do niego i siadam na zimnych płytkach tuż przed jego stopami.
- M? Co się dzieje? Czemu płaczesz? - przyglądam mu się przenikliwie i dostrzegam w jego oczach jedynie smutek.
- Bo... ja, ja chcę już być w domu, przy rodzicach i rodzeństwie - mówi łamiącym się głosem - Patrz co ukradłem, to do mnie, ale chyba nie zamierzali mi tego dać.
Rękawem czarnej bluzy przeciera oczy i wyciąga białą pogiętą kartkę z kieszeni. Niepewnie sięgam po list i zaczynam czytać.

To będzie krótki list, bo nie wiem czy istnieje jakaś granica w długościach listów. Wszyscy tutaj, tata, twoi bracia wierzymy w Ciebie. Mamy nadzieję, że jak najszybciej wrócisz do nas i znów co piątek będziemy grali w te bezsensowne gry. Kochamy cię. Z tyłu masz rysunek Adama. Mały, gdy rysował ten samochód, mówił tylko o Tobie.                                                                                                                                                                             Mama 
Odwracam kartkę papieru i rzeczywiście, widzę na niej niebieski samochodzik narysowany kredkami. Podnoszę wzrok i pierwsze co zauważam to ogromny uśmiech Mansona. Tak dawno nie widziałam go uśmiechniętego, że na moich ustach sam wytwarza się nieśmiały uśmieszek i moje wcześniejsze złości odchodzą w niepamięć. Wstaje i oddaję mu kartkę by złapać go za dłoń.
- Chodź M, musimy iść.
Chłopak bez wahania łapie ją i razem kroczymy w stronę naszego wspólnego pokoju. Gdy tylko przekraczam próg pomieszczenia, wyrywam dłoń z uścisku chłopaka i skaczę na łóżko. Wtulam się w białą pościel i zamykam oczy. Czuję się zrelaksowana, chociaż na pewno nie powinnam się taka czuć.
- B?
Podnoszę głowę gdy do moich uszu dociera cichy głos współlokatora. Chłopak siedzi na moim łóżku i nieruchomo patrzy prosto przed siebie czym zaczyna mnie przerażać. Niepewnie siadam i opieram się o poduszki.
- Wiesz, jesteś naprawdę świetną dziewczyną i na pewno nie powinnaś się tutaj znajdować.
Słyszę jego głos, który z każdym słowem staje się bardziej zaborczy i czuję już, jak dreszcze przebiegają przez mój kręgosłup. Mam wrażenie, że powietrze wokół nas zaczyna gęstnieć, a ja sama zaczynam odczuwać jego braki.
- I na dodatek jesteś tak cholernie piękna i seksowna - mruczy uwodzicielsko.
Podkurczam nogi, gdy chłopak przysuwa się bliżej mnie.Widzę w jego oczach pożądanie co wywołuję u mnie nieznany wcześniej pod taką postacią lęk. Staram się zachować spokój, ale mam wrażenie, że Manson zauważa kropelki potu pojawiające się na moim czole.
- O co ci chodzi? - szepczę i przełykam ślinę zbierającą się w moim przełyku.
- Nie udawaj Brooklyn, doskonale wiesz, że mi się podobasz - brunet chichocze cicho, a następnie łapie mnie za nadgarstki.
Wszystko dzieje się tak niewiarygodnie szybko, że nawet nie zauważam kiedy niebieskooki zaczyna całować mnie po szyi. Wyrywam ręce z jego uścisku i szybko odpycham jego ciało na drugą stronę łóżka. Wstaję i biegnę w drugi kąt pokoju.
- Co ty do cholery robisz Manson? - krzyczę i próbuję unormować mój przyspieszony oddech.
- Nie mów, że jesteś taką idiotką Brook.
Chłopak spogląda prosto w moje oczy i zaczyna podchodzić w moją stronę. Jego zbyt duża bluza spada na podłogę i ukazuje mi jego wychudzone ciało
Czuję jak życie uchodzi ze mnie garściami, gdy łapie moją szyje i zaczyna ją ściskać. Próbuję wypowiedzieć chodź jedno słowo, ale uścisk jest zbyt mocny. Zaczynam zastanawiać się skąd wziął tyle siły w sobie. Patrzę prosto w jego oczy  i widzę w nich czystą wściekłość. On naprawdę chce mnie udusić, a ja nie mogę nic z tym zrobić. Pozostaje mi jedynie czekać, aż zabraknie mi powietrza, a on po swoim ataku zacznie żałować i znów spróbuje popełnić samobójstwo. Upadam na kolana. Obraz przede mną zaczyna się zamazywać, a ból powoli ustępuje. Mrugam kilkakrotnie oczami i łapczywie pochłaniam dane mi powietrze. Widok staje się wyraźniejszy przez co udaje mi się zobaczyć scenę rozgrywającą się przede mną. Manson trzymany jest przez dwóch ochroniarzy, a tuż przed moimi nogami klęczy psychiatra.
- Brooklyn, wszystko w porządku? - kobieta łapie mnie mnie za dłoń, którą po chwili ściska.
"Nie, nic nie jest w porządku głupia idiotko." Krzyczę, jednak po krótkiej chwili zdaje sobie sprawę, że nikt wokół mnie tego nie usłyszał. Po prostu kiwam głową, dając im tym samym znak by zostawili mnie w spokoju.
- Na pewno? - dodaje, a gdy kolejny raz kiwam głową, wstaje i podchodzi do wyrywającego się Mansona.
Nie mówiąc nic łapie go za ramię i kiwa w stronę ochroniarzy, którzy reagują ekspresowo.
Już po kilku sekundach jestem w pokoju całkowicie sama. Wszystko wydaje się być całkowicie nierealne, ale ból w klatce piersiowej mówi mi co innego. To wszystko stało się naprawdę, a chłopak, który zdawał się być najnormalniejszą osobą w tym miejscu stał się cholernym dusicielem. Wstaję i podbiegam do jego łóżka. Czuję złość, wściekłość, która dodaje mi niesamowicie dużo siły. Zrzucam z niego pościel wraz z poduszkami. Zastygam w miejscu gdy pod prześcieradłem znajduje tabletki. Jest ich mnóstwo. Siadam i przyglądam się lekom, które powinny panować teraz nad Mansonem
Nie zastanawiając się długo biorę do ręki małe pudełko i zgarniam do niego wszystko, co do jednej tabletki. Oddycham głęboko, gdy do mojej głowy wraca zdarzenie sprzed kilku minut. Ignorując wyrzuty sumienia wstaję i wychodzę z pokoju z pudełkiem tabletek w ręce. Szybkim krokiem ruszam przez pusty korytarz. Rok w tym miejscu nadal nie przyzwyczaił mnie do białych ścian i ledwo świecących jarzeniówek.
W myślach dziękuję Bogu, za brak jakiejkolwiek duszy w holu. Nie zniosłabym widoku jakiejś niezrównoważonej osoby w tej chwili.
Słyszę jedynie odgłos moich butów, gdy idę w kierunku biura psychiatry. Ściskam palce na pudełku, kiedy nagle do moich uszu dociera przeszywający wskroś moją głowę krzyk. Echo rozchodzi się po pustym korytarzu wywołując u mnie gęsią skórkę. Przyspieszam. Chcę mieć to już za sobą.
Z rozmachem otwieram drzwi z tabliczką "Mrs. Smith" u góry. Widzę zdezorientowanie w oczach kobiety, kiedy kładę na jej biurku pudełko tabletek.
- Znalazłam to pod prześcieradłem Mansona - szepczę, gdyż na nic innego nie stać mnie z nadal bolącą klatką piersiową.
- Siadaj Brooklyn - mówi i bierze do ręki naczynie.
Niepewnie siadam na czarnym fotelu i zaczynam rozglądać się po gabinecie. Jest mały, a wszystko w nim przypomina mi stare horrory, które kiedyś oglądałam razem z Emily. Każdy mebel jest ciemno brązowy, wykonany z drewna. Stara lampa stojąca w prawym rogu rozświetla pokój dodając mu żółtą poświatę. Wszystko wygląda przerażająco, co całkowicie pasuje do tego miejsca.
- Nie chcę, abyś mówiła komukolwiek o tym co odkryłaś. Manson jest bezpieczny i dostanie sprawiedliwą kare za swoje czyny. Już bez tego ma spore kłopoty.
Starsza kobieta przygląda mi się znad swoich okrągłych okularów.
- Chcę też, abyś poszła już spać. Jutro wielki dzień i czeka na ciebie też wielkie zadanie. Mam nadzieję, że wyraziłam się jasno?


~*~
I jest rozdział pierwszy. 
Nie wiem co mogłabym tutaj napisać. Chciałabym tylko podziękować Wam za 5 komentarzy przy prologu. 
To wiele dla mnie znaczy i nie kłamię, tak naprawdę jest. 
Mam nadzieję, że zdobędę tutaj choć kilku wiernych czytelników z którymi będę mogła
dzielić się Judgment.
Do kolejnego.